Reklama

Jak dawniej świętowano Wielkanoc

03/04/2021 09:00

Istnieje wiele relacji z obchodów świąt Wielkiej Nocy sprzed 100 i więcej lat, jednak wspomnienia Melchiora Wańkowicza z dzieciństwa spędzonego u babki w powiecie kowieńskim, mogą zabrzmieć dla nas znajomo. Choćby przez wspominany sękacz z dwustu jaj!

Opisywana Wielkanoc miała miejsce w latach 1895-1903, kiedy chłopiec, osierocony przez rodziców, represjonowanych po powstaniu styczniowym, oddany został na wychowanie babce ze strony matki, do Nowotrzeb na Kowieńszczyźnie.

- Jak Wilia miała swoje tradycyjne potrawy, tak i Wielkanoc miała swoje niezbędne minimum, którego nie przyszłoby do głowy nigdy nikomu zmniejszyć, choćby czasy były najcięższe. Musiała być ogromna głowizna z jajkiem w pysku, pieczone prosięta, gotowana szynka - przysmak, który mieliśmy tylko na Wielkanoc, bo przez cały rok jedliśmy tylko wędzone szynki - zaczyna Wańkowicz (rocznik 1892), "ojciec" polskiego reportażu, pisarz, patron warszawskiej szkoły dziennikarskiej.

Na wielkanocnych stole był pełen wybór mięs - dziczyzna z lasu majątku Nowotrzeby. Wańkowicz wspominając święta, ubolewał nad tym, że jego babka, Felicja z Baczyżmalskich Szwoynicka, nie dbała o ochronę zwierzyny w swoich lasach, w których polował kto chciał, byle mogła zaopatrywać dom w mięso, odkupując je od polujących.

Ciasta na nowotrzebskim stole miały swoją hierarchię.

- Musiał być „dziad”, „cygan”, „prześcieradło”, nie mówiąc o babach-olbrzymach i sękaczu z dwustu jaj. Pośrodku wszystkiego stały dwie arki z rzeżuchy, w które wstawiane były baranki z cukru - wspomina pisarz.

Śniadanie wielkanocne zaczynało się... około południa.

- Od rana nie jadło się nic i poprzednich dni mało. Modlitwy trwały aż do południa, jak zwykle, ze służbą. Aż kiedy buchnęło: „Wesoły dziś dzień nam nastał”...wiedzieliśmy, że otworzą się drzwi, wjedzie taca z ćwiartkami jajek, którymi babka podzieli się ze wszystkimi, znowu nie szczędząc maksym i napomnień. Po czym służba pójdzie do swego stołu, a my do swego. Babka rozpoczyna, biorąc na talerz kawałek głowizny wycięty koło ucha. Panowie skupiają się przy wódkach. My szmyrgamy z talerzami i krajemy, co chcemy - opisuje Wańkowicz z pozycji mieszkających we dworze dzieci.

Po wstaniu od świątecznego stołu domownicy szli do pokoju stołowego, aby pokrzepić się rosołem w filiżankach. Melchior Wańkowicz, który jako dziecko zajmował pokój wspólnie ze swoim wujem, Sewerynem Korewą, wspomina następnie, jak wuj po świątecznym maratonie obżarstwa stęka całą noc z boleści, narzekając, że to na pewno ten rosół mu zaszkodził.

Fot. ilustr. własna

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo sejny.net




Reklama
Wróć do