Reklama

Gdybyśmy uciekali z ogniem, nie zdążylibyśmy

01/06/2025 07:59

Naczelnikiem OSP Sejny od 1966 roku był druh Borys Kasjanow. W 40-lecie objęcia tej funkcji tak wspominał swoje początki w ogniowej straży naszego miasta.

W 1954 roku jako chłopiec Borys Kasjanow, członek społeczności Staroobrzędowców z Sejneńszczyzny, mieszkał w Posejance.

- W Zaleskich wybuchł pożar chlewni. Przyjechali sejneńscy strażacy samochodem, amerykańską „doczką” z sikawką. Woda była niedaleko, w torfowniach. Kiedy strażacy się zmęczyli, dawali nam - dzieciakom pompować. Dla nas to była wielka radocha. W taki sposób wciągnąłem się do straży. Nie mając jeszcze 18 lat pracowałem w Puńsku przy rozładunku. Pojechałem z kolegami do Ostródy na kurs kierowców. Jako kierowca pracowałem w Oddziale Kolejek Leśnych w Augustowie, przy przewozie drewna. Jeździłem poamerykańskim, wojskowym „studebakerem”.

Poszedłem do wojska i tam, nie wiem, czy to też zbieg okoliczności, ale dostałem samochód zastępczy „lublin” z motopompą. Pracowaliśmy tam w ośmiu strażaków przez rok i dwa miesiące. W 1962 roku przyszedłem do pracy do komendy powiatowej i przepracowałem tu do 1993 roku. Na początku było czterech, potem pięciu kierowców i trzech w biurze. To była stała obsada. Na wycie syreny zbiegała się reszta – ochotnicy. Kiedy zatrudniłem się tu, naczelnikiem był Kazimierz Marcinkiewicz, potem Bronisław Radzewicz, w 1966 roku naczelnikiem zostałem ja.

Najgroźniejsze były pożary lasów w Rygoli, Maćkowej Rudzie. Pożar w Wierśniach, w którym spłonęło czterdzieści budynków. W Maćkowej Rudzie, Sarnetkach i Czerwonym Krzyżu las płonął tak, że wiatr przynosił spalone igły aż do Krasnopola. Pożar w Rygoli był najcięższy. Pojechałem tam zastępczym samochodem, rosyjskim GAZ-em, przywiozłem ludzi wprost z budowy szkoły w Poćkunach. Dostałem taki odcinek około stu pięćdziesięciu metrów i zadanie, aby nie przepuścić ognia przez drogę. A ten ogień uciekł nam i poszedł górą. Z obu stron była ściana ognia i trzeba było być naprawdę młodemu i sprytnemu, żeby stamtąd uciec. A uciekać nie było gdzie, wycofywaliśmy się na spaloną ziemię, gdybyśmy uciekali z ogniem, nie zdążylibyśmy. Najgorsze było to, że wybuchały naboje, miny, pociski. Tam prawdopodobnie było zgrupowanie wojsk niemieckich przed napaścią na Rosję i dlatego to wszystko się w lesie znalazło.

Inny pożar był w Poluńcach. Ludzie młócili, wszystko było słomą zarzucone, a chałupa się paliła. Zauważyli to dopiero, jak dobrze się już rozpaliła. Przyjechałem, a ludzie krzyczą, że tam została babka ponad siedemdziesięcioletnia w chałupie na łóżku. Skierowaliśmy wodę, wchodzimy przez dach do tej izby, a babki tam nie ma. Patrzymy, a w takim piecu dużym, jakie to dawniej bywały, w takim miejscu, w którym trzymano kury, tam siedziała schowana babcia. Groźny pożar był, gdy palił się młyn w Sejnach. Trzeba było gasić na wysokościach, a w dodatku pył mączny pali się jak benzyna, więc w wentylatorach aż huczało. Nic nam nie pozostało, jak wejść na górę, wyciąć otwory w blasze i gasić z góry. I to wszystko robili członkowie OSP, wtedy nie było, jak dziś, zawodowej straży

- wspominał B. Kasjanow w 2006 roku.

Zobacz także:

Fot. B. Kasjanow w Izbie Tradycji Pożarniczej sejneńskiej Straży Pożarnej

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 01/06/2025 08:50
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo sejny.net




Reklama
Wróć do